24 października 1929 roku mógłby być taki jak każdy inny dzień. Mógłby... Niestety innością w tym dniu nie pomagała mu się wyróżniać pogoda, tak typowa na jesienną porę w Nowym Jorku. Zdarzenie ów wyróżniające było na tyle wielkie, że kolorem "czarnym" nazwie się dzień, który zapisze się na katach historii Stanów Zjednoczonych. Czarny to oryginalny kolor na nazwę takiego dnia? Raczej nie... Taki dzień, a raczej podobny zdarzył się już w przeszłości. Czarny poniedziałek- 19 października 1987, już raz pokazał jak nieobliczalna bywa gospodarka, kiedy to wskaźnik nowojorskiej giełdy Dow Jones Industrial Average spadł o 22% i pogrążając sporą ilość innych giełd między innymi w Hongkongu, Australii czy Hiszpanii.
Czy w jeden dzień mogło aż tak zawalić się życie świata? Nie, ten dzień był początkiem Wielkiego Kryzysu i przyniósł druzgoczącą lawinę jakiej nie dało się powstrzymać.
Alfred tego dnia jednak nie spodziewał się niczego odkrywczego. Od jakiegoś czasu słyszał o bańce spekulacyjnej na giełdzie, jednak nie znał się na tym tak bardzo by interesować się dogłębnie rynkiem. Ten i tak nie podlegał państwu, mając własne zasady więc nic dziwnego, że brak zainteresowania był z obu stron podobny. Blondyn westchnął patrząc przez okno swojego pokoju na krajobraz przed sobą, kiedy w serce ukuło go dziwne uczucie, tak do złudzenia znajome. Mimo to chłopak nie mógł sobie przypomnieć gdzie wcześniej je czuł. Dopiero po jakimś czasie został poinformowany o krachu na nowojorskiej giełdzie i przypomniał sobie skąd znał uczucie. Oczywiście wtedy wszystko szybko wróciło do normy, jednak w tym przypadku nie było to takie pewne. Natychmiast zjawił się na wezwanie prezydenta w owalnym gabinecie. Cóż, zapamiętał, że trzeba zapukać chcąc dostać się do gabinetu, także i teraz uczynił to pomimo zdenerwowania. Nie mógł jednak czekać pozwalając sobie na dozę niepewności co 31 prezydent jego kraju ma zamiar zrobić. Pociągną za klamkę i otworzył drzwi wsuwając głowę do pomieszczenia.
- Panie prezydencie?