Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Wersal.

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Francja
Cichy Głos
Francja


Male Liczba postów : 127

Wersal.  Empty
PisanieTemat: Wersal.    Wersal.  EmptyWto Wrz 17, 2013 6:54 pm

...nie ma na świecie osoby, która by nie słyszała o Wersalu. Naprawdę nie ma. Cała Europa się nim zachwyca, niektórzy spozierają z zazdrością, a inni przeklinają ki-lometry wydeptanych ścieżek na eleganckich trawnikach. Pałac w otoczeniu ogrodów to przysłowiowa kość w gardle Austrii, kręta sieć wspomnień Francji i Niemiec i dowód na to, że wielkość i przepych zawsze idą w parze. To również czysta złośliwość Prus, królewska rezydencja i oficjalny punkt rozejmów.
Gdyby Francis miał opisać Wersal w kilku słowach, nie potrafiłby ująć wszystkich swoich myśli. Jak tu powiedzieć dostatecznie kwieciście, że pałac to jego serce, dusza, wspomnienia królów, przelanej krwi w imię Rewolucji i okazjonalnych spotkań w gronie niemieckich baronów? Nie sposób też wyjaśnić, że to miejsce zdrady, przeklętej koronacji, klęski małego kaprala i bogactw pośród ubóstwa. Bonnefoy rozłożyłby dłonie, wzruszył ramionami, wędrując między równymi ścianami przyciętych krzewów. Każdy kraj miewał miejsca, które kiedyś tętniły życiem, które wyznaczały bicie jego serca, które decydowały o losach całego narodu. Czas jednak pędzi, wszystko się zmienia, pałeczkę francuskiej stolicy przejął Paryż i Francis skłamałby mówiąc, że podobny stan rzeczy mu przeszkadza.
Wersal czasem kładł na nim upiorny cień, za którym szczerze nie przepadł. Pośród setki pozłacanych komnat wisiały duchy dawnych królów, szaleńców, porażek i zwycięstw. Nie potrafił wyrzec się pałacu, ale gdyby rewolucjoniści ostatecznie go zburzyli, nie czułby do nich żalu. Każdy budynek w końcu upadnie. A Wersal miewał już swoje wzloty i druzgocące upadki.

Wyjątkowo dziwnie było tu wrócić po latach, znów przechadzać się leniwie po znajomych komnatach. Francja nie pierwszy raz patrzył na pałac z perspektywy minionych wieków. Zatrzymywał się na dłużej przy portretach dawnych władców, pozwolił sobie wspominać ich ludzkie słabości. Jeden nienawidził kobiet, drugi ukochał podboje, trzeci chciał pokoju, ale na nic zdały się dobre chęci. Patrzyli nań wyniośle, namalowanymi oczami, nieświadomi sytuacji na świecie. Szczęśliwie dla nich, nakazano im zawisnąć, dosłownie, na ścianach i tylko patrzeć nieruchomym wzrokiem w nieistniejące punkty. W milczeniu strzegli francuskiej ostoi, być może czekając aż ktoś podłoży ogień, który zrówna pałac z ziemią i spopieli ogrody. Może patrzyli, z naiwną nadzieją, że Wersal znów zakwitnie jak za dawnych czasów, nie zniknie, przytłoczony historią.
- Przeminęliście - szepnął beznamiętnie Francis, porzucając dziwne myśli, obracając się na pięcie, uciekając przed nieruchomym wzrokiem. Mógł przysiąc, że czuje, jak spojrzenie Króla Słońce świdruje jego plecy.
Za głównymi schodami, kilka komnat dalej, była jedna z pomniejszych sal. Jej okna spoglądały na zachód ogrodów, patrzyły zazdrośnie na połać zieleni. Ozdobne żyrandole starały się ściągnąć sufit ku podłodze, lustra odbijały każdy zabłąkany promień, a złocone ramy czasem raziły w oczy. Francja tu pasował, ze swoim wygórowanym pojęciem elegancji, słodkimi słówkami i anielskim uśmiechem. Jako kraj zawsze będzie się czuł swobodniej w otoczeniu swojej historii, nawet jeśli bywała przesadnie pozłocona i przyozdobiona kryształami. Obojętnie czy ubierał wyszukane płaszcze, poprawiał długie mankiety, zaczesywał włosy i spinał przyzwoitą wstęgą. Nie miało znaczenia, że wyraźnie odcina się na tle oświeceniowej elegancji w ciemnym płaszczu i spodniach z kantem. Nikt nie powiedziałby, że tutaj nie pasuje. Wystarczyło spojrzeć w ciemniejsze, niebieskie oczy. Kryła się w nich królewska godność, rewolucyjna barwa, bród Sekwany i witraże Notre Dame.
Była w nich też cierpliwość godna buddyjskiego mnicha.
Francis zwykle tracił poczucie czasu w Wersalu. Łatwo szło się zgubić w plątaninie wspomnień, gdy odwiedza się pałac bez konkretnego celu. Tym razem nie pozwolił sobie na nostalgię - stawił się w umówionym miejscu przed czasem, jak typowy gospodarz. Teraz wystarczyło tylko czekać, aż pojawi się Ludwig.
Powrót do góry Go down
III Rzesza
Administrator
III Rzesza


Male Liczba postów : 373

Wersal.  Empty
PisanieTemat: Re: Wersal.    Wersal.  EmptySro Wrz 18, 2013 1:28 pm

Sam nie był do końca pewny po co tutaj przyszedł. To miejsce wiązało się z byt wieloma niekoniecznie dla niego miłymi wspomnieniami, ostatnio podpisywał tutaj traktat wersalski. I to wspomnienie było dla niego bardzo świeże, bardziej niż jakiekolwiek inne wcześniejsze. W jakiś sposób jednak to miejsce nawet on mógłby nazwać wyjątkowym. Nie czuł się jednak tutaj dobrze po mimo iż jego oszczy syciły się przepychem z każdej strony, czy stał przy wejściu, czy szedł korytarzem w kierunku królewskiego apartamentu.
Rezydencja była naprawdę ogromna o ogrody ciągły się kilometrami, francuskie ogrody miały do siebie to, że z lotu ptaka wyglądały jak kolorowa układanka, idealnie zgeometryzowana. Chyba nie uświadczy tu czegoś co zostało samo sobie w naturze. Po tylu latach nadal widział, że ktoś o to dba. Czas prawie nie tchnął tego miejsca choć tylu ludzi, a raczej arystokracji się tedy przewinęło.
Chyba wyjątkowo na tą okazję nie założył munduru, nie chał czuć się skrępowany samą ideologią. Choć teraz przez to czuł się trochę nienaturalnie. Za dużo czasu spędzał służbowo w sztabie albo na delegaturze. Ostatnio praca to całe jego życie, szczególnie gdy oczekiwał szybkiego postępu.
Teraz pobłądził trochę, specjalnie przyjechał tu wcześniej żeby się nie spieszyć i nie biegać w poszukiwaniu jakiejś komnaty co ich było z dwieście. W końcu jednak do końca nie znał tego miejsca na tyle by być pewny, że trafi akurat tam gdzie się umówił. Spacer z resztą też mu się przyda, szczególnie że nie liczył na to iż ta rozmowa będzie czymś przyjemnym. Raczej nastawiony był realnie, tym jednak razem nie był przy nim nikogo by to wrażenie hamować. Przyszedł po prostu powiedzieć mu w twarz to o czym myśli, to jak bardzo go nienawidzi za to, że sprowadził na niego biedę i chęć samo destrukcji. Teraz nie było to już jedynie żalem a chęcią pokazania mu, że nie jest już bezbronny i zależny od nich byłej Ententy, po mimo tego cholernego traktatu do, którego podpisania został zmuszony.
A nie wynikło z tego nic dobrego. On był cierpliwy i bardzo długo się uniżał, jednak nie umiał tego znieść gdy ktoś w TAKI EGOISTYCZNY sposób skazywał go na wyniszczenie. Nie miał zamiaru się poddawać, w końcu dopiero od niedawna w ogóle w jakiś sposób się z nim liczono. Dobrze wiedział, że chcieli go zniszczyć nim się rozwinie i wykorzysta swoje predyspozycje w postępującym świecie. Nie wiedzieli jednak, że podburzą go tylko do znacznie bardziej niebezpiecznych dla siebie działań. Sami się o to prosili, sami się do tego przyczynili...
Gdy tylko znalazł się już w pałacu szedł przed siebie wodząc wzrokiem po pustym korytarzu, było tak cicho. Wydawało mu się, że jest zupełnie sam. Tylko te wszystkie portrety tak na niego patrzą jakby był kimś z zupełnie innego świata. To budziło w nim nostalgie i znużenie, nie zatrzymał się jednak choć nie był pewny czy idzie w dobrą stronę, byle by nie za bardzo zapętlić się w jego zakamarki i zbyt długo nie zapominać po co tu przyszedł.
Po jakimś czasie dotarł na miejsce choć z chwili na chwilę wciąż się bił z myślami i powtarzał, że wcale go nie chce widzieć wcześniej jak przed wygraną w czasie wojny.
W końcu zilustrował wzrokiem pomieszczenie, kolejno dopiero Francisa:
-Guten Tag.
Przywitał się jakby nigdy nic stojąc w progu.
Powrót do góry Go down
Francja
Cichy Głos
Francja


Male Liczba postów : 127

Wersal.  Empty
PisanieTemat: Re: Wersal.    Wersal.  EmptyPią Lis 22, 2013 5:30 pm

Niemcy był jak zgrzyt. Jak rysa na nieskazitelnym diamencie. Nie pasował do przepychu Wersalu, nie był tutaj mile widziany na przekór przyjaznym uśmiechom. Nie należał do świata złocistych girland, falbaniastych sukien, zamroczenia winem i tańcem. Francja widział to wyraźnie, szczególnie teraz. Ludwig, nawet u szczytu swojej potęgi, nie byłby tutaj dostatecznie dopasowany. Wersal zwodził, chwytał w swoje objęcia i niszczył wielkie rody. Niemcy był tylko żołnierzem. Bez munduru, z zamaszystym rytmicznym krokiem musztry. Kalkulował, analizował, opracowując plany własnego upadku. Nigdy nie zapominał. Ale od mściwości Francisa dzieliły go całe wieki. I właśnie dlatego tak wyraźnie kontrastował z francuskim bogactwem. To wszystko - lśniące ozdoby, milczące portrety, zdumiewające lustra i całe skarby - były okupione nieludzkim okrucieństwem. Spływały krwią niewinnych i bezwzględnością władców.
Prusy, pomyślał mimochodem Francja, spoglądając życzliwie na Ludwiga, nie był tak szkaradny. Nie w tej sali.
Gilbert był paskudną plamą i tego Bonnefoy nigdy nie zakwestionował. Jednocześnie był wyrazisty, intensywny, ostry i nieuchwytny. Musiał być plamą - rozmytą i nieokreśloną, bo nie sposób uchwycić na płótnie czegoś tak niestałego. I groźnego. Prusy od razu poczuł duszę Wersalu i wykorzystał ją z właściwą sobie bezwzględnością. Dokładnie tak, jak na jego miejscu postąpiłby Francja.
Co prawda, gdyby Francis miał chociaż namiastkę determinacji Gilberta, zapewne zmiótłby Niemca z map Europy. Wystarczyłoby odpowiednio pociągnąć za sznurki, przekupić tchórzliwego Anglika ziemią, Normandią, Bretanią - czy czego on by tam jeszcze chciał - i Republika Weimarska nigdy nie przerodziłaby się w śmieszną Trzecią Rzeszę. Zabrakło stanowczości, wszystko zatuszowała mściwość. Wypadało jedynie westchnąć i pogodzić się z kryzysem w Niemczech. I zająć swoją własną, lichą gospodarką.
- Witaj, Louis. - Jakiś głos w jego głowie zabrzęczał cicho, naśladując skrzypnięcie kandelabru. Był gospodarzem, powinien wykazać się swoim oratorskim talentem. Zwykłe powitanie to za mało, szczególnie gdy spotykają się w tak bogatej sali. Wszystko powinno być przytłaczające, nawet zwykła konwersacja. Francja poprawił makiet, decydując się na szerszy, uprzejmy uśmiech.
Powinien głośniej krzyczeć w 1918 roku. Powinien skazać Niemcy na śmierć i stworzyć marionetkowe państwo podległe francuskiej władzy. Powinien dopilnować, by Ludwig nigdy nie podniósł głowy za wysoko, by nie marzyła mu się pozycja mocarstwa. Zbyt wiele rzeczy powinien.
- Podróż nie była męcząca? Oczywiście, że nie, zapewne doznałeś najwyższych wygód. - Bonnefoy zatoczył ręką krąg, jakby chciał zademonstrować jednoosobowej wycieczce całe pomieszczenie. - Wersal to najodpowiedniejszy wybór na spotkanie towarzyskie, nieprawdaż? Zjawiskowy, olśniewający, zapierający dech w piersiach. Idealnie francuski.
Powrót do góry Go down
III Rzesza
Administrator
III Rzesza


Male Liczba postów : 373

Wersal.  Empty
PisanieTemat: Re: Wersal.    Wersal.  EmptyPią Lis 22, 2013 8:38 pm

Wcale nie lubił przepychu, był minimalistą. Dlatego pałac wersalski był mu mentalnie obcy. Nie rozumiał tej sztuki, choć nie negował jej, raczej był obojętny.
Samo bogactwo Francji utwierdzało go w przekonaniu, że wykorzystywanie go przez Francisa nie było bez przyczynowe, nie było rządzą przypadku a raczej świadomą chęcią bogacenia się. W końcu ten leń lubił pławić się w luksusie i cieszyć oczy tym co błyszczące, wyniosłe i pełne przepychu czymś co w dotyku było gładkie niczym jedwab. Chciał mieć to tylko dla siebie, dlatego nie dopuszczał do myśli tego by on był w stanie mu to zabrać. Może się bał?
On był zbyt blisko niego by zbyt często nie wchodzić mu w drogę, to było normalne i to jedynie kwestia czasu. Odkąd ten obrał sobie za cel upokarzanie go, on był już pewny że nie da rady za każdym razem jego postępowania znosić. Życie w takich warunkach z Francisem u boku była chyba najgorszym doświadczeniem jakie go w życiu spotkało. Poza tym nie mógł nikogo prosić o pomoc, Europa położyła szalę na jego istnieniu, pewnie nawet czekali aż ta cała męka się wreszcie skończy. Mógł upaść i już nigdy się nie podnieść, trochę opłakany spotkałby go koniec. Jednak tak się nie stało.
Spoglądał po nim przez dobrą chwilę. Przed nim jawiła się postać kogoś istniejącego dobre tysiąclecie, wyrachowanego i na swój sposób okrutnego. Przynajmniej dla niego taki był, choć nie wątpił że jego zachowanie było odosobnionym przypadkiem.
Choć doświadczenie dzieliło ich niebywale wiekami przyświecał jeden cel - przetrwanie. Jednak jeden drugiego był gotowy posłać do grobu by jego kosztem znaczyć coś więcej w Europie.
On był jeszcze za młody by do końca dobrze mierzyć siły na zamiary na pewno nie zdawał sobie sprawy z tego z czym przyjdzie mu się borykać, jednak Francis na tyle perfidnie to wykorzystywał. To pewnie jedyny mocny i niepodważalny argument by był w stanie nim pomiatać. Pewnie dlatego ich relacje były tak kiepskie.
Nie odwzajemnił uśmiechu, nie umiał udać że jest zadowolony widząc się z nim. Miał twarz bez wyrazu choć emocjonalnie myślał jedynie o tym by się zemścić, byle szybko i boleśnie.
Podszedł nieco bliżej i stanął tuż przy nim nadal nie spuszczając wzroku:
-Wygód? Nie, nie zmęczyłem się, ale to chyba nazbyt nie trafne słowo. Szczególnie, że wygoda to stan umysłu. Niestety jadąc tutaj takiej nie doświadczyłem. -wzruszył ramionami. Bardzo nie lubił mówić nie precyzyjnie, szczególnie w stosunku do Francuza. Nie przebywanie tutaj z nim sam na sam to zdecydowanie nie była przyjemność.
-Za pewne, szkoda że "przesyt" wylewa się tu drzwiami i oknami. Cieszę się, że moje pieniądze nie poszły na marne. Przynajmniej cieszą oczy, szkoda tylko że akurat twoje..-mruknął nieco ciszej z niewyczuwalnym wyrzutem w głosie.
"Spotkanie towarzyskie" jak dla niego zabrzmiało zdecydowanie zbyt beztrosko, bo w końcu nie przyszli tu miło spędzić czasu. Atmosfera wydawała się dość napięta.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Wersal.  Empty
PisanieTemat: Re: Wersal.    Wersal.  Empty

Powrót do góry Go down
 
Wersal.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Francja-
Skocz do: